Komentarze: 0
Nawet nie wiem dlaczego założyłam tego bloga. Może dlatego, że jest we mnie ostatnio tyle sprzeczności? Tyle niewiadomych?
Na codzień wychowuję dwójkę maluchów, które kocham nad życiem, mąż pracuje za granicą. Zmusiła nas do tego sytuacja.. Chwilami czuję się jak singielka, tyle że z dziećmi. Bo on jest gościem w domu, ale nie mam do niego o to pretensji, no może jakiś żal bo sam trochę do tego doprowadził, ale mimo to, jestem mu wdzięczna, że stara się abyśmy mieli za co jeść, mieszkać, żyć...
Ale człowiek jest istotą, która szybko się przyzwyczaja. Ja np. bardzo szybko nauczyłam się radzić sobie sama, i teraz gdy mój gość przyjeżdża do domu 1-2 razy w miesiącu, na te marne 2-3 dni, ja po opadnięciu euforii, zaczynam liczyć godziny, kiedy znów zostanę sama, kiedy znów wokół mnie zapanuje spokój. A przecież tak tęsknię... przecież kocham...
Ale co to znaczy kochać? Kiedyś babcia powiedziała mi, że nigdy nie pokocham tak na prawdę, bo kobiety z naszej rodziny tego nie potrafią, muszą czuć wolność, szybko się nudzą, wciąż szukają wrażeń (nie o romansowanie chodzi), są zimne jak lód i nie potrafią dać siebie w całości.
Tylko to już nie chodzi o związek, miłość itd. Czasem mam mdłości od słuchania o tym. Chodzi o mnie, o moje JA! To ja się pogubiłam, to ja nie wiem co dalej.. Przecież miałam tyle planów, marzeń. Ostatnio usłyszałam od kobiety po 50-tce, której dzieci wyfrunęły już z gniazdka, której mąż po pracy otwiera piwo i zasiada przed tv, że jej życie już się skończyło, że nic już jej nie czeka... To smutne, nie, to przerażające, Ja tak nie chcę!! A robię wszystko, żeby tak właśnie było...
Szkoła, ślub, dzieci, praca... Tak właśnie życie? A może to ja zbyt dużo wymagam?